środa, 10 grudnia 2014

Baby Boomer nail art czyli paznokcie na TEN dzień :)

Hej!
W ten weekend odbył się ślub moich przyjaciół.
Cały tydzień miałam masę spraw na głowie a do tego jeszcze doszły poszukiwania sukienki idealnej :)
W ostatniej chwili paznokcie doczekały się na swoją kolej.
Co tu począć gdy czas goni a nam trzeba czegoś prostego ale zarazem eleganckiego i efektownego?
Mój wybór padł na Baby Boomer :)
Często wykonuje się go na paznokciach akrylowych i żelowych ale przy pomocy zwykłych lakierów można wyczarować równie piękny efekt!




Ja, do swojego nail art'u użyłam:
- Bazy Essence, Studio Nails
- Lakieru Sephory, Satin Corset
- Lakieru z Essence Stamp Me! White
- Top coat'u Seche Vite
- Lateksowej gąbeczki do makijażu

Jeśli chcesz wykonać taki manicure ale nie masz gąbeczki

czwartek, 4 grudnia 2014

And the winner is....




Hej!
Szybki post dzisiaj :)
Zostałam nominowana do Liebster Blog Award- sprawczynią tej miłej niespodzianki jest Gosia z bloga Color Explosion. Dziękuję Ci serdecznie ;)


Na początek wyjaśnię o co chodzi w zabawie:

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana blogerom o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Oto zadane mi pytania:

sobota, 29 listopada 2014

Dia de los muertos czyli halloweenowe paznokcie po meksykańsku :)


Hej!
Zrobiło się ostatnio paznokciowo u mnie na blogu :)
Jeden powód jest taki, że biorę udział w kilku projektach.
Drugi- to, że mam okropne problemy z tabletem i napisanie najkrótszego posta sprawia mi trudność.
Mam nadzieję, że paznokciowe notki również Ci przypadną do gustu ;)
Nie przedłużając- przygotowałam wreszcie zdobienie trzeciego tygodnia projektu Frambuesy- Meksykańskie Halloween.




Do wykonania paznokci użyłam:

niedziela, 23 listopada 2014

Christmas Challenge czyli projekt u Słonecznika

Hej!
Nadszedł ten smutny dzień, w którym musiałam zmyć z paznokci Indiankę... Cieszyła moje oko ale trudno- słowo się rzeklo.
Niestety nie miałam za dużo czasu na przemyślenie i wykonanie zdobienia dlatego postawiłam na prosty wzór- śnieżynkę :)



Dzisiejszy nail art wykonałam głównie przy pomocy produktów essence.
Użyłam:
Bazy Essence 24/7
Lakieru Colour & Go, 146 That's what I mint!
Białej farbki akrylowej
Topu Seche Vite
Srebrnych kuleczek Essence, 03 It rains money
Top coat'u Effet Mat z Sephory.


piątek, 21 listopada 2014

Indiańskie paznokcie- projekt Frambuesy :)

Kuku!
W tym tygodniu organizatorka akcji "Razem przejdziemy przez świat" przewidziała dla uczestniczek zadanie szczególnie bliskie memu sercu.
Zdobienie paznokci inspirowane kulturą Indian- mam i ja!

Parę słów wstępu
Ideologia życia w zgodzie z naturą i wolność w każdym tego słowa znaczeniu, duma, odwaga, przywiązanie do braci i pamięć o nieobecnych- to kilka z wielu wspaniałych cech przypisywanych Czerwonoskórym.
Ich wierzenia oraz zwyczaje są tak ciekawe i piękne, że zacząwszy lekturę na ich temat, ciężko się od niej oderwać.
Sklania z pewnością do wielu przemyśleń na temat życia, społeczeństwa i stanu umysłu oraz ducha.
U mnie wywołuje również melancholię i żal- Indianie są jednym z wielu przykładów okropnego, niesprawiedliwego losu zgotowanego przez drugiego człowieka.
Gorąco zachęcam do bliższego zapoznania się z ich dziejami!

Z wymienionych wyżej powodów ciężko mi było wyobrazić sobie moją pracę w radosnych, jaskrawych kolorach- postanowiłam postawić na stonowane barwy ziemi a same zdobienia wykonać w czerni i bieli. W ten sposób chcę odnieść się do przeszłości-dzisiejsi Indianie to już nie ta sama historia.




Do wykonania dzisiejszego zdobienia użyłam:

poniedziałek, 17 listopada 2014

Krótki post organizacyjny- info dla Was :)



Kochani,
Od jakiegoś czasu obserwuje wzmożoną poczytność bloga- bardzo się z tego cieszę!
W związku z tym pomyślałam, że fajnym pomysłem będzie utworzenie kolejnej zakładki- dla Was :)
Widziałam już coś takiego m.in. u Frambuesy i bardzo spodobała mi się idea wzajemnegi promowania swoich blogów.
Dlatego dodaję zakładkę "Wasze blogi i instagramy".


Wiele z Was- tak jak ja, posiada konto IG połączone z blogiem.
Dzielicie się tam zdjęciami z postów ale również rzeczami, które nie zawsze publikujecie- czasem wrzucacie jakieś fotki zrobione w szczególnych momentach albo pozytywne myśli.
W związku z tym, każdy kto czyta moją pisaninę i ma ochotę podzielić się swoją działalnością na blogu lub/i instagramie może zostawić wpis z linkiem i nickiem w komentarzu do nowej zakładki.


Drugą kwestią organizacyjną jest zrobienie porządku z postami dot. zdobień paznokci oraz zakładką "nail art".
O co chodzi?

środa, 12 listopada 2014

Łowickie!


Hej!
Postanowiłam wziąć udział w paznikciowym projekcie Frambuesy- "Razem przejdziemy przez świat".



Ponieważ pochodzę z Łodzi, postawiłam na wzór łowicki- wiążę z tym miastem wspaniałe wspomnienia.
Z rozrzewnieniem wspominam jarmarki i imprezy, na których nie brakowało ubranych w piękne stroje ludowe tancerzy i tancerek z koralami na szyjach.

Jak łatwo się domyślić, wykonując zdobienia postawiłam na zieleń, czerwień, różne odcienie koloru niebieskiego i pomarańczowego.




Wszystkie paznokcie różnią się od siebie mniej lub bardziej- te u małego i serdecznego palca oraz kciuka przyozdobiłam makami.
Malując kwiaty użyłam techniki One Stroke.

niedziela, 9 listopada 2014

Kasztanowe paznokcie




Hej!
Dziś prezentuję Ci kolejny nailart jesienny.
Był już patchwork a teraz pora na inny symbol deszczowych miesięcy- kasztany!
Do wykonania całości użyłam:

środa, 5 listopada 2014

Jesienna pielęgnacja skóry problematycznej



Ochłodziło się, słońce złagodniało- czas na zmiany w pielęgnacji twarzy.
Wrażliwa cera trądzikowa bywa bardzo wybredna- nie lubi zmian. Ani tych pogodowych ani kosmetycznych.
Jednak co począć gdy ukochany, lekki krem staje się zbyt lekki a dobroczynny podkład za ciemny (wakacyjna opalenizna odchodzi w niepamięć)?
Trzeba się ratować.

sobota, 1 listopada 2014

Niech cię głowa o to nie swędzi!

   Od zawsze miałam kłopoty ze skórą głowy- jak nie swędzenie to łupież albo przetłuszczające się włosy. Podobny problem dotykał moich najbliższych- nizoral często gościł w naszej łazience. Raz pomagał, raz niekoniecznie- w zasadzie nie przypominam sobie, żeby ktoś w moim domu był w pełni zadowolony z jego efektów. Zmienialiśmy więc szampony, ja i siostra kombinowałyśmy z odżywkami, sprayami ale ciągle coś było nie tak.

Minęły lata a ja nadal nie znalazłam idealnego kosmetyku do włosów ale za to doszłam do ciekawych wniosków i wypracowałam kilka sposobów, które się u mnie sprawdzają w walce ze świądem i innymi nieprzyjemnymi doświadczeniami.
   Z perspektywy czasu, porównując doświadczenia z różnymi produktami stwierdziłam, że tak naprawdę łupież przytrafił mi się może raz czy dwa w efekcie stosowania niewłaściwych kosmetyków i niekiedy dziwacznych praktyk wynikających z rozpaczliwej chęci pozbycia się problemu.
W pozostałych przypadkach winę za stan mojej czupryny ponosiło przesuszenie skalpu lub utrudnianie skórze oddychania. Białe paproszki, które brałam za typowy łupież okazały się najzwyczajniej w świecie przesuszoną skórą, która delikatnie łuszczyła się w kontakcie ze szczotką czy grzebieniem.
   Przejrzałam wszystkie moje szampony i niestety na pierwszym miejscu zawierały SLS (Sodium Laureth Sulfate)- składnik odpowiedzialny dokładne usuwanie np. tłuszczu z powierzchni skóry.

środa, 29 października 2014

Jesienny nailart patchworkowy

Hej hej!
Ostatnio spędzając chłodne wieczory opatulona kocem pomyślałam, że mogłabym wykonać własną, ciepłą narzutkę w ulubionym wzorze. Nie mogąc zdecydować jaki motyw wybrać wpadłam na pomysł patchworku :) I tak narodziła się wizja patchworkowych paznokci :)
Do ich wykonania użyłam bazy, kilku lakierów w jesiennych barwach oraz farbki akrylowej i top coat'u Seche Vite- nie obyło się też bez cieniutkiego pędzelka o długim włosiu.
A oto co wyszło tym razem spod mojego pędzla ;)



Nailart ten zamieszczę niebawem w zakładce "nailart" wraz z opisem wszystkich użytych produktów- zapraszam do odwiedzenia zakładki ;)
Wszystkie wzorki zostały wykonane na moich naturalnych paznokciach- możecie zobaczyć je również w powiększeniu na moim instagramie tu: fraline90. Znajdziecie tam też niektóre z moich hauli i nowych nabytków :)

A jak mają się Wasze paznokcie?
Buziaki!

niedziela, 19 października 2014

Oficjalny francuski Michael Kors wyprzedaje za grosze ;)


Przeglądając dziś facebooka natknęłam się na coś wspaniałego. Michael Kors wyprzedaje! I to jak?!
Torebki z 2014 roku przecenione z 400€ na 49 :)
Coś pięknego ;) Pierwsza myśl: "kup 10!".
Długo nie mogłam się zdecydować, szperalam w internecie 4 h przebierając w kolorach i modelach i porównując zdjęcia z filmikami na YouTube by upewnić się, że wybrane skarby są prawdziwe.
Prześledziłam sumiennie zakładki dotyczące regulacji prawnych, polityki firmy itp.
W końcu zdecydowana na zakup utworzyłam konto na stronie

środa, 24 września 2014

Black Opium-->Valentina-->Si Lolita-->J'adore + Złota zasada zakupoholiczki


Po trzech miesiącach ciągłej pracy i rozjazdów wreszcie powracam do blogosfery- bogatsza o bagaż doświadczeń i wyprzedażowych dobroci :)
Nazbieralo się zaległych recenzji, zdjęć, hauli, sklepów online godnych i niegodnych polecenia.
Dziś zdecydowałam się na krótką notkę o perfumach, które kupiłam by z lekkim poślizgiem uczcić moje lipcowe urodziny.
   Parę tygodni temu udałam się do perfumerii Beauty Success w poszukiwaniu Black Opium od YSL, wypatrzonego jakiś czas temu na Sephora.fr. Oczarowana tajemniczym opisem i kawową nutą postanowiłam, że muszę je mieć.
Na miejscu przemiła pani poinformowała mnie, że nie ma mojego wymarzonego flakonu w sprzedaży ALE "może dać mi powąchać". Uśmiałam się szczerze :) No tak, jeśli gdzieś ma nie być tego czego szukam to tylko w Wandei. Najbliższa Sephora to już inny region i 40 minut jazdy samochodem, porządne sieciówki podobnie, Nocibé jakieś takie ubogie- nic tylko kupować na ślepo przez internet...

środa, 18 czerwca 2014

Mój sposób na walkę z trądzikiem- produkty do pielęgnacji i nie tylko



Wiele czasu upłynęło zanim dopasowałam sposób pielęgnacji do potrzeb mojej twarzy. Używałam wszelkich specyfików takich jak żele, mydła, mleczka, płyny micelarne, produkty antybakteryjne, odkażające, maści, okłady, maski, kremy z kwasami, peelingi enzymatyczne, kremy na przebarwienia- ach, było tego...
Przeznaczałam niebotyczne kwoty na pielęgnację twarzy- walkę z trądzikiem oraz niespodziankami wszelkiej maści, przebarwieniami, bliznami, wągrami, uczuleniami... Mogłabym wymieniać w nieskończoność przypadłości mojej wrażliwej cery.
Niestety najczęściej kończyło się brakiem poprawy lub wręcz pogorszeniem sytuacji.
Żele i mydła wysuszały, kremy zapychały i potęgowały świecenie, żele nawilżające (nawet te z aloesem i innymi substancjami łagodzącymi) powodowały pieczenie oraz uczulenia. Kwasy wywoływały wysypy i zaostrzone ataki trądziku a suplementy diety na bazie cynku i witamin wydawały się nie dawać żadnych efektów.
Wraz ze zmianą nawyków żywieniowych wróciła nadzieja na polepszenie stanu rzeczy. Nabrałam znów motywacji do poszukiwań TEGO kremu, TEGO produktu oczyszczającego i TEGO CZEGOŚ, co wspomoże organizm w walce od środka.
Stopniowo dochodziłam do sedna sprawy, testowałam pojedyńcze specyfiki obserwując czy dzieje się coś dobrego, złego lub czy nie dzieje się nic.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Mój sposób na walkę z trądzikiem- nawyki żywieniowe.



Stan mojej buzi bardzo się poprawił jakiś czas temu, postanowiłam więc podzielić się z wami moim sposobem na ukojenie cery trądzikowej.
Te z was, które śledzą moje wpisy, wiedzą, że borykam się od lat z powracającym trądzikiem.
Stosowałam kremy, maści, antybiotyki, przeszłam nawet półroczną kurację izotretynoiną- nic nie pomogło. Fakt, po ostatnim antybiotyku zmiany stały się mniej agresywne ale nadal licznie pojawiały się pozostawiając ciężkie do zwalczenia blizny. Dodatkowo po leczeniu Tetralysalem odnotowałam znaczne osłabienie i tak już z natury cienkich i delikatnych włosów. Zaczęło ich ubywać w zastraszającym tempie, przy rozczesywaniu wypadały garściami.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Bioderma Sébium Al correcteur



Zawładnął mną szał zakupów. Od kilku dni pracuję, kupuję i śpię a potem znów do pracy i na zakupy. Kupuję wszystko i wszędzie- w sklepach online, paraaptece, Nocibé, Hyper U.
Dziś taszcząc siaty załadowane kosmetykami postanowiłam skierować swoje kroki do paraapteki- czas zaopatrzyć się w kolejną buteleczkę olejku z drzewa herbacianego.
Na miejscu jak zawsze kilka zdań zamienionych z zaprzyjaźnionym sprzedawcą- emerytowanym dermatologiem.
Tuż przed wyjściem postanawiam zawrócić do ekspozycji Biodermy i Uriage- przydałaby się woda termalna. I tu do akcji wkracza pan aptekarz.
- Mamy promocję, 300ml za 6€.
Świetnie, mała buteleczka kosztuje 4,5€- trzeba skorzystać.
- A jak sprawdza się pani Dermablend?
- Nieźle ale męczy mnie nieco jego gęsta konsystencja, mieszam go z kremem. Niestety kolor jest nieco zbyt żółty... Ma pan dla mnie coś nowego?
- A mam :)
Oczom mym ukazuje się małe, zielone pudełeczko. Bioderma Sebium Al correcteur.
- Korektor nakłada pani na zmiany, kremem pokrywa pani całą twarz omijając okolice oczu. Nawilża, leczy, niweluje rozszerzone pory i błyszczenie, sugerowany dla cery trądzikowej. Proszę bardzo, odcień light.
Sprzedane.
Cena 13,76€
Wychodzę z paraapteki lżejsza o 25€. Ciekawe czy było warto...
W samochodzie zaglądam do pudełeczka, widzę tubkę podkładu- gdzie ten korektor..?
Otwieram opakowanie- niespodzianka! Jestem tu- zielony i matowy, nałóż mnie natychmiast!
Nie nie nie. Najpierw zdjęcie, później macanie.
Z bólem serca chowam nowy nabytek do torby- jutro.



•Podkład
- bardzo lejący
- dość ciemny
- zapach... dezodorantu? ogórka?

Test
Rozprowadziłam troszkę fluidu na dłoni- całkiem przyjemny w aplikacji.
Wykończenie nieco pudrowe, trochę jak mus.
Kolor po chwili pojaśniał, bardzo ładnie zlał się ze skórą.
Minimalnie rozswietlił naskórek- efekt tafli wody.

• KorektorKorektor
- pojemność 2g
- zielony
- bezzapachowy

Średnio poradził sobie z zakryciem maleńkiego zaczerwienienia na ręce- większość produktu została na palcu.
Sprawdzę jutro, nałożę pędzelkiem na poprawnie przygotowaną twarz.

Pierwszy raz na twarzy
• Korektor
Jestem zachwycona :)
- Dobrze kryje.
- Odpowiednio nałożony nie zostawia zielonego koloru na skórze.
- Nie wysusza.
- Bardzo ładnie utrzymuje się na buzi.
- Nie zakleja zmian! Cieniutka warstwa zupełnie neutralizuje ich kolor.
Oto co obiecuje producent:


 Sébium AI correcteur 2 w 1 ma podwójne działanie:
 zielony korektor - zapobiega powstawaniu zmian zapalnych, punktowo maskuje zaczerwienienia i zmiany zapalne
 krem tonujący - zapobiega powstawaniu zmian zapalnych, ujednolica koloryt, matuje i przywraca skórze blask

 Przeciwdziała tworzeniu się zmian zapalnych na każdym etapie ich powstawania glukonian cynku, soforolipidy, Laminaria Ochroleuca, ramnoza, enoxolon, opatentowany kompleks FLUIDACTIV®

 Łagodzi i trwale nawilża
gliceryna, xylitol

 Ukrywa niedoskonałości skóry, matuje (podkład mineralny)
mika i krzemionka w proszku, tlenek żelaza, dwutlenek tytanu

 Wygładza, wyrównuje skórę
estry AHA, kwas salicylowy

 Lekka, nietłusta konsystencja gwarantuje przyjemne stosowanie produktu

 Jest hipoalergiczny

 Nie zatyka porów 

 Bardzo dobrze tolerowany

 Nie zawiera parabenów 



WSKAZANIA:

 Skóra tłusta i mieszana 
 Zmiany trądzikowe 
 Niejednolity kolor skóry (np. przebarwienia) 
 Idealny do torebki, małe lusterko przy korektorze ułatwia poprawę makijażu w ciągu dnia


Skład:
DIISOSTEARYL MALATE, TITANIUM DIOXIDE (CI 77891), SILICA, PPG-3 MYRISTYL ETHER, BIS-DIGLYCERYL POLYACYLADIPATE-2, OCTYLDODECANOL, POLYETHYLENE, TITANIUM DIOXIDE, HYDROGENATED CASTOR OIL, BEESWAX (CERA ALBA), ISONONYL ISONONANOATE, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, CHROMIUM (III) OXIDE, ZINC OXIDE, LAMINARIA OCHROLEUCA EXTRACT, ALUMINUM HYDROXIDE, DISTEARDIMONIUM HECTORITE, ZINC GLUCONATE, PROPYLENE CARBONATE, STEARIC ACID, TRIETHOXYCAPRYLYLSILANE, SUCROSE TETRASTEARATE TRIACETATE, IRON OXIDES (CI 77492), MICA, BLUE 1 (CI 42090), BHT. [BI 665]

• Krem tonujący
- Bardzo naturalnie wygląda na twarzy
- Nie podkreśla suchych skórek
- Kryje bardzo delikatnie (bez korektora nie nada)
- Kolor raczej nie nadaje się dla bardzo jasnych karnacji
Mnie zostały resztki opalenizny z zeszłego roku więc bardzo cienka warstwa jeszcze jakoś wygląda.
- Buzia po nim zdecydowanie nie jest matowa, należałoby przypudrować.
- Utrzymuje się nieźle.
- Mam wrażenie, że moja twarz faktycznie nieco mniej się świeci.

Skład:
AQUA/WATER/EAU, DI-C12-13 ALKYL MALATE, TITANIUM DIOXIDE (CI 77891), GLYCERIN, BUTYLENE GLYCOL COCOATE, ALUMINUM STARCH OCTENYLSUCCINATE, ISONONYL ISONONANOATE, ZINC GLUCONATE, PEG-30 DIPOLYHYDROXYSTEARATE, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, MANNITOL, XYLITOL, RHAMNOSE, FRUCTOOLIGOSACCHARIDES, LAMINARIA OCHROLEUCA EXTRACT, SALICYLIC ACID, GLYCYRRHETINIC ACID, CANDIDA BOMBICOLA/ GLUCOSE/METHYL RAPESEEDATE FERMENT, GINKGO BILOBA LEAF EXTRACT, DISTEARDIMONIUM HECTORITE, BIS-PEG/PPG-14/14 DIMETHICONE, HYDROGENATED LECITHIN, XANTHAN GUM, ALCOHOL DENAT, DIMETHICONE, CI 77492, IRON OXIDES (CI 77491), IRON OXIDES (CI 77499), SODIUM HYDROXIDE, PROPYLENE GLYCOL, CITRIC ACID, BAKUCHIOL, FRAGRANCE (PARFUM). [BI 664]


Jestem mile zaskoczona tym zestawem. Zostanie ze mną z pewnością na dłużej. Będę obserwować jaki wpływ ma na moją cerę- czy jej nie zapycha i czy naprawdę leczy zmiany.
Pewnie za jakiś czas dodam krótką notkę, w której opiszę jak się sprawuje :)

Dajcie znać czy miałyście kiedyś styczność z serią Sébium i co o niej myślicie. Ja zastanawiałam się nad zakupem płynu micelarnego z tej linii ale narazie stawiam na krótszy skład Solution Micellaire od Garniera.

Buziaki!

sobota, 7 czerwca 2014

Dzień niespodzianek z Yves Rocher (atak os, masakra w pudełku i reklamacja)



***
Pani listonosz dostarczyła mi dziś jedną z wielu wyczekiwanych paczek- zamówienie od Yves Rocher.
Nie było mnie w domu więc postanowiła zostawić pudełko w ogrodzie. Odchyliła furtkę i... Została boleśnie pokąsana przez osy!
Podczas godzinnej przerwy w pracy zapragnęłam zajrzeć do domu by sprawdzić czy moje skarby już do mnie dotarły- nagle zza ogrodzenia wypadł sąsiad krzycząc:
- Panienka uważa!!!
Zdążyłam odwrócić głowę w jego kierunku i poczułam pieczenie na ramieniu. Kilka rozwścieczonych os rzuciło się w moim kierunku. Przerażona, piszcząc i machając rękoma popędziłam do garażu :) Czekałam tam dobre 15 minut, bojąc się otworzyć drzwi. Gdy wreszcie doszłam do wniosku, że szkoda mi mojej przerwy, złapałam za spray owadobójczy i zakradłam się na tyły domu. Wokół furtki roiło się od żółtoczarnych potworów. Zarzuciłam na twarz bluzę i ruszyłam pędem przed siebie pryskając produktem na ślepo dookoła. Po kilku rundkach udało mi się przerzedzić armię nieprzyjaciół. Rozejrzałam się w poszukiwaniu gniazda- te okropieństwa zbudowały sobie domek w zamku!
Zakleiłam dokładnie produktem czeluści wspomnianego zamku w nadziei, że wściekłe bestie nie wrócą.
Uff... Udało się ;)



***

Po zjedzeniu szybkiego lunchu zabrałam się za rozpakowywanie moich wspaniałości.
Przebierałam nogami, nie mogąc doczekać się kiedy sobie wszystkiego podotykam, powącham, pobazgrzę po rękach i paznokciach.
Gdy udało mi się porozrywać karton, w nos uderzył mnie zapach lakieru do paznokci!
Przyjrzałam się bliżej zawartości- wszystko zalane było srebrną mazią! Na dnie leżała strzaskana buteleczka, zupełnie opróżniona. 
Pospiesznie zaczęłam przeglądać wszystkie produkty- prawie każde opakowanie uklejone, brudne, temperówka pęknięta, faktura nieczytelna!
Myślałam, że się wscieknę!
Na szczęście liczne buteleczki z perfumami nie ucierpiały, krem wyszedł z tej sytuacji bez uszczerbku, pozostałe lakiery w porządku (tyle, że upaskudzone).
No to pięknie...



***

Zostało mi pięć minut do wyjścia. Wściekła na stan przesyłki postanowiłam, że nie będę czekała do jutra z reklamacją- dzwonię do YR natychmiast! 
Telefon odebrała przemiła pani- powitała mnie z uśmiechem (tak, tak, uśmiech słyszy się przez telefon).
Wytłumaczyłam zwięźle w czym problem. Zanim zdążyłam zapytać o procedurę usłyszałam krótkie pytanie: 
- Pani numer klienta?
Podałam. Pani upewniła się co do mojego adresu i zawartości paczki po czym stwierdziła:
- Bardzo nam przykro, że tak się stało. Zupełnie nie rozumiem jak do tego doszło, bardzo dbamy o odpowiednie zapakowanie zamówienia oraz jego dostarczenie.
Szybka myśl zaświtała mi w głowie: "Aha... Ciekawie się zapowiada. Pewnie będę płacić za odesłanie i czekać na kosmetyki, które potrzebne mi są na już!"
Po chwili konsultantka dodała:
- Proszę nie odsyłać pudełka, wyślemy pani drugie, identyczne. Dołożymy wszelkich starań by taka sytuacja się nie powtórzyła.
Hohoho... To się nazywa fachowa obsługa klienta ;)



***

Po paru godzinach przeszło mi przez myśl, że może wtopa z przesyłką nie wyniknęła z niewłaściwego sposobu zapakowania lub transportu... Tak sobie dywaguję... A jeśli to pani listonosz przerażona watahą os upuściła paczkę..? 
Swoją drogą to ciekawe, że producent wierzy klientowi na słowo. Przecież każdy kto zna procedurę mógłby zgłosić nieistniejący problem i skorzystać z darmowej, drugiej partii kosmetyków.
Ciekawa też jestem jak potoczyłaby się sytuacja w Polsce- czy równie szybko i bezproblemowo?

Pozwólcie, że w tym poście nie podzielę się z wami zawartością przesyłki. Zrobię to gdy dotrą do mnie nowe, czyste produkty ;)

Dajcie znać czy przydarzyło wam się kiedyś coś podobnego i jak poradziliście sobie z reklamacją :)
Mnie szczerze mówiąc, tak przyjaźnie potraktowano po raz pierwszy!

Bisous!

wtorek, 3 czerwca 2014

Mini lakiery Yves Rocher


Hej!
Wykonałam dziś proste zdobienie paznokci lakierami od Yves Rocher. Nakładając kolejno wszystkie kolory pomyślałam sobie, że mogłabym napisać o nich parę słów :)

Zawartość każdej buteleczki to 3ml.
Ceny wahają się między 2 a 3€, w zależności od promocji.
Niestety gama kolorystyczna jest dość uboga natomiast praktycznie każdy z tych maluchów krzyczy: kup mnie!
Nie potrafię odmówić sobie przyjemności sięgnięcia po nie gdy zaglądam do butiku lub robię zakupy online.
Są maleńkie ale nie gęstnieją (chyba, że od początku konsystencja jest dość ścisła).
Na paznokciach trzymają się bardzo ładnie- nie odpryskują, bardzo delikatnie ścierają się na końcówkach.
Super szybko schną!

Dziś nałożyłam łącznie 4 warstwy plus baza- schnięcie wzorowe :) Kończąc aplikację na drugiej ręce, pierwsza była już gotowa do ponownego pokrycia :)

Ubolewam nad rozmiarem lakierów od YR- jako posiadaczka obszernej płytki paznokcia, bardzo szybko zużywam produkt. Staram się być oszczędna lub wykorzystuję je do nałożenia na jeden paznokieć albo do wzorków.

Jedno jest pewne- zaopatrując się w lakiery tej marki zawsze jesteśmy na czasie z kolorami ;)

Zapraszam do nowej zakładki Nail Art, gdzie pojawiło się już zdjęcie dzisiejszych wypocin wykonanych miniaturami Yves Rocher :) Postaram się wyrzucać co jakiś czas pomysły na proste zdobienia.

sobota, 31 maja 2014

Garnier Ultra Doux rozczarowuje


Oczarowana działaniem odżywki Garniera Brzoskwinia i kwiat Tiaré postanowiłam sięgnąć po następną gdy tylko skończyłam opakowanie. Tym razem jednak postawiłam na żurawinę i olejek arganowy ponieważ farbuję włosy. Kupiłam ją wraz z szamponem, urzeczona zapachem i obietnicą producenta jakoby ten zestaw miał pielęgnować, odżywiać oraz zapobiegać utlenianiu koloru bez obciążania moich i tak już cienkich włosów. Łącznie zapłaciłam za niego ok 5€.

Zaraz po powrocie, biorąc prysznic zapragnęłam wypróbować nowy nabytek. Pierwsza myśl: spływa po rękach... Spłukując odżywkę, od razu zwróciłam uwagę na brak miękkości, jaką dawała mi brzoskwinia z kwiatem Tiaré. Osuszyłam się ręcznikiem i zajęłam się toaletą czekając by przeschła mi nieco głowa. Po godzinie zlapałam za grzebień i przeżyłam rozczarowanie- moja czupryna wcale nie była miła w dotyku, narobiłam sobie kołtunów a na grzebieniu zostało sporo włosów.
Trudno, stwierdziłam. Następnym razem dołożę nieco więcej produktu, potrzymam trochę dłużej i będzie ok.
Nazajutrz, przed wyjściem do pracy musiałam umyć grzywkę ponieważ wyglądała już nieestetycznie.
Do tej pory myłam włosy co trzeci dzień, teraz- używając serii z żurawiną zmuszona jestem robić to nawet 4 razy w tygodniu. Nie jestem z tego powodu szczególnie szczęśliwa ponieważ wiecznie brakuje mi czasu. Pół godziny, które muszę poświęcić na odświeżanie fryzury wolałabym spędzić odpoczywając przy dobrej książce lub drzemiąc.

Podsumowując
Daję plus za cenę oraz bardzo przyjemny zapach.
Niestety szampon sprzyja nieco przetłuszczaniu.
Odżywka w bardzo niewielkim stopniu ułatwia rozczesywanie.
Włosy nie są spektakularnie wygładzone ani błyszczące, dość łatwo się plączą.
Odżywka jest dość rzadka, sporo się marnuje spływając z dłoni.
Dokładając każdorazowo produktu, zużywam opakowanie dużo szybciej niż bym sobie życzyła.

Moim kolejnym zakupem zdecydowanie będzie wersja brzoskwiniowa. Zapach koi zmysły, rozczesywanie sprawia przyjemność a przy tym włosy wyglądają na zdrowe i zadbane.
Żurawinowej pewnie nie zużyję do końca, może zastąpię nią piankę do golenia..? ;)
A wy jak dbacie o suche włosy? Dajcie znać czy znalazłyście już wasz numer jeden ;)





piątek, 30 maja 2014

Nickel bio Green Boost


Dokonałam niedawno ciekawego znaleziska w mojej szafce łazienkowej. Przekopując sterty próbek oraz produktów, których z różnych względów nie używam natknęłam się na zestaw Nickel Bio z serii Green Boost. W jego skład wchodzi energetyzujący peeling do twarzy oraz krem nawilżający. Zastanawiałam się z jakiego powodu te specyfiki znalazły się na półce "wieczne nieużycie". Przeszukałam Internet i doszłam do wniosku iż winę za to ponosi powszechne przekonanie, że marka Nickel produkuje kosmetyki dla mężczyzn.
Nic bardziej mylnego- seria BIO przeznaczona jest zarówno dla mężczyzn jak i kobiet.
Podczas internetowych poszukiwań dowiedziałam się rownież, że jestem posiadaczką ciężko dostępnych specyfików w niebotycznej cenie. Swego czasu dostępne były w Sephorze oraz jednym z pudełek GlossyBox, ja natomiast za kupiłam je w Beauty Success podczas posezonowych cięć cenowych i wyprzedaży.
Oba produkty można nabyć po ok. 30€ za sztukę (120pln za scrub???) natomiast trzeba się nieźle naszukać ponieważ dostępne są praktycznie tylko w trzech butikach na świecie- w Paryżu, Londynie oraz Nowym Jorku.
Obie tubki opatrzone są notką BIO oraz ECO CERT- w ten sposób producent informuje, że mamy w dłoni wyroby organiczne. Faktycznie, 99% składników jest pochodzenia naturalnego natomiast wśród wielu pozycji znajdziemy również alkohol benzylowy, mieszaninę alkoholu cetylowego i stearylowego (tu pytanie o komedogenność kremu zbędne), limonen oraz gumę ksantanową. Tak, wiem- by kosmetyk był jedwabisty i pięknie pachniał musi mieć w sobie trochę śmieci ale czy tego spodziewamy się, sięgając po produkt bio?
Prócz nieprzyjemnych niespodzianek znajdziemy tu również składniki takie jak: wyciąg z aloesu czy olej z nasion słonecznika.

Przejdźmy do konkretów. Co mogę o nich powiedzieć...
Peeling działa dość agresywnie. Zawiera maaaaasę bardzo ostrych i twardych drobin. Oczyszczanie twarzy tym cudem graniczy z bólem (wersja dla twardzieli). Dla jednych to na plus, dla innych nie do końca. Mnie to akurat nie przeszkadza bo daje poczucie porządnie " zdartego" martwego naskórka ;) Faktycznie pozostawia skórę bardzo gładką i miłą w dotyku. Nie jestem jednak pewna czy na dłuższą metę tego typu zabieg okaże się korzystny dla mojej problematycznej cery. Z racji zbliżającego się lata nie chcę jednak stawiać na peelingi enzymatyczne. Do tej pory miałam do czynienia z kilkoma i za każdym razem kończyło się średnio w kierunku do tragedii. Pożyjemy- zobaczymy.
Co do kremu... Ciekawy zapach- jak dla mnie przypomina mieszankę modeliny z cytryną ;) Błyskawicznie się wchłania natomiast towarzyszy temu przedziwne uczucie- coś pomiędzy ściągnięciem a wypełnieniem. Po naniesieniu niewielkiej ilości na całą twarz czuję się jakbym przeszła zabieg ostrzykiwania kolagenem- tak sobie wyobrażam to odczucie ;) Mam od razu ochotę napinać mięśnie twarzy by sprawdzić czy nadal mogę nimi ruszać ;) Skóra wydaje się być grubsza, gęstsza... Nie wiem czy to dobrze czy źle... Muszę przyznać, że zaaplikowany wieczorem, bardzo dobrze nawilża- rano nie ma śladu po suchych skórkach i "zadziorach". Oby tak dalej :)
 Aktualizacja
Po 2 tygodniach użytkowania dochodzę do wniosku, że nie jest to produkt mieszanej, kapryśnej cery- przynajmniej nie na dzień. Zaobserwowałam niestety kilku nieprzyjaciół na brodzie, w ciągu dnia buzia dość szybko i intensywnie się przetłuszcza. Tak jak podejrzewałam, krem sprzyja powstawaniu niespodzianek- w moim przypadku dość sporych :(
Z pewnością będę nadal go używać na suche skórki, które tworzą się u mnie jak szalone natomiast zdecydowanie ograniczę aplikację na całą twarz.
Eh... I znów nie udało mi się znaleźć tego jedynego, najlepszego kremu.
Odnośnie peelingu- z pewnością nie powróci na zakurzoną półkę. Podoba mi się jego działanie- raz za jakiś czas z pewnością będę po niego sięgać :)

Podsumowując
Jest to z pewnością zestaw godny polecenia- osoby z suchą skórą powinny być być z niego zadowolone. Tym z was, które są posiadaczkami cery mieszanej czy tłustej raczej odradzam krem natomiast scrub jak najbardziej świetnie się sprawdzi do użytku raz na parę tygodni. Cena może nieco odstraszać ale od czego są letnie i zimowe wyprzedaże? ;)

Do następnego postu!
Buziaki ;*


czwartek, 29 maja 2014

Galerie Lafayette, THE BODY SHOP, e.l.f., La Redoute, Promod- kody zniżkowe



Do wszystkich Polek we Francji!
Oto lista aktualnych kodów zniżkowych :)

Internetowa Galeria Lafayette
RETAILMENOT30
Do 65% w sekcji Moda
Ważny do 01.06.2014

THE BODY SHOP
RMNEXCLU15
15€ przy zakupie w kwocie minimalnej 30€
Ważny do 29.05.20014 (DZIŚ!)

E.L.F.
• 5ELF
5€ przy zakupie w kwocie 30€
• 4ELF
4€ przy zakupie w kwocie 24€
• 3ELF
3€ przy zakupie w kwocie 22€
• 2ELF
2€ przy zakupie w kwocie 18€
• 1ELF
1€ przy zakupie w kwocie 14€
Ważne do 30.05.2014

La Redoute
RED00
30% na kolekcję Wiosna/Lato 20144
Ważny do 24.06.2014

Promod
papa
10€ przy zakupie w kwocie 20€ w sekcji męskiej
Ważny do 15.06.2014

DANIEL YOUVANCE
BDRDJ
10€ przy zakupie w kwocie 35€
Ważny do 30.05.2014 (JUTRO!)

Życzę wszystkim udanych zakupów oraz słonecznego popołudnia!
Buziaki :)

Koniecznie dajcie znać czy kody wam się przydały!

poniedziałek, 26 maja 2014

Ostatnia recenzja e.l.f. plus bohater odcinka- pan Bubel Niespotykany


Hej!
Zajęło mi trochę czasu by zabrać się za kolejne recenzje Eyes Lips Face. Kilka produktów rozczarowało mnie na tyle, że nie bardzo miałam nawet ochotę o nich pisać. Natłok pracy również odegrał tu swoją rolę, ponieważ nie miałam okazji dobrze przetestować poszczególnych kosmetyków. Udało mi się wreszcie nadrobić braki więc zaczynamy!

Eyelid Primer
Baza do powiek, Sheer
Dostępne kolory: 3
Gama: podstawowa
Pojemność: 5ml
Cena: 1€

Jak każdy wie, baza służy do podtrzymania makijażu. Powinna zapobiegać rolowaniu się cieni oraz niekiedy uwydatniać kolor nałożony na powiekę.
Tego produktu używałam z przyjemnością. Wybrałam odcień matowy by nie tworzyć pod makijażem błyszczących prześwitów.
Baza delikatnie wyrównuje koloryt powieki ale bez szaleństw ;)
Na moich mało widocznych przebarwieniach daje radę.
Faktycznie nieźle radzi sobie z matowieniem oraz przedłużeniem żywotności makeup'u.
Nie zauważyłam zbierania się cieni ani kredki w załamaniach (a zdarza mi się to często).
Minus za skład. Aplikując pod okiem przejechałam po uczuleniu i nieco swędziało- ten kosmetyk do najnaturalniejszych nie należy ale z drugiej strony niewiele jest baz bio;)
Pachnie trochę chemią- zapach mało intensywny, znika po użyciu.
Podsumowując
Jestem na tak, cena sugeruje średniawkę a produkt pozytywnie zaskakuje ;)


Custom Eyes Refill Pan+Custom Compact 
Pojedyncze cienie (wkłady), Ivory
Dostępnych kolorów: 18
Gama: podstawowa
Cena: 1€

Nie nie nie...
Po pierwsze: zdjęcia na stronie producenta przedstawiające barwę cieni są nieadekwatne do rzeczywistego stanu rzeczy. To co widzicie na fotce powyżej, w butiku pokazane było jako snieżnobiałe.
Po drugie, według osoby piszącej notki na eyeslipsface.fr, są to produkty świetnie napigmentowane o formule long-lasting.
Ekhm... Krycie- zero, pigmentacja- żadna, jedyne co widać to perła.
Tu sprawa ma się podobnie jak w przypadku "białej" kredki opisanej w poprzedniej recenzji. Ani tego cuda nie nałożę pod brew, ani w kąciki... Chyba że ktoś lubi się mocno świecić to wtedy na jasny cień lub kredkę.
Jeśli już jesteście w posiadaniu tej wspaniałości, spróbujcie aplikacji na mokro- może coś z tego będzie...
Wkłady sprzedawane są pojedynczo, by je godnie przechowywać musimy posiadać paletę magnetyczną lub takową zakupić za 1€.
Mieszczą się w niej 4 krążki oraz aplikator.
Większość kupujących nabywa od razu 4 sztuki by zapełnić puderniczkę- w ten sposób staje się posiadaczem 5 nieużytków oraz portfelem bez sensu uszczuplonym o 5€ ;)
Podsumowując
Z reguły, ze względu na ceny jestem pobłażliwa w ocenie tej marki, TEGO natomiast nie wzięłabym nawet za darmo- SZAJS!


Nail Polish
4 beachy Nail shades
Zestaw lakierów do paznokci, Beachy
Dostępnych zestawów: 2
Gama: podstawowa
Cena: 3€
Zestaw specjalny

Tu po prostu zabrakło mi słów. Nie z zachwytu bynajmniej.
Opakowanie bardzo ładne, sugeruje przyjemną aplikację szerokim pędzelkiem, letnie oraz świeże kolory w sam raz na plażę (niebieski na zdjęciu jest bardzo intensywny jednak w rzeczywistości to pastelowy chaber).
Pominę fakt, że (po raz kolejny) to co producent nam pokazuje w e-butiku różni się znacznie od przysłanego produktu.
Lakiery pełne drobinek- to jeszcze przeżyję ale niespodzianka jaka na nas czeka po otwarciu flakoników przerasta najśmielsze oczekiwania!
Po pierwsze na dzień dobry uderza nas zapach zupełnie nieprzypominający standardowych lakierów.
Po drugie każdy z nich ma inną konsystencję. Mażą się, smużą, nie pokrywają końcówek- nie da rady ich estetycznie nałożyć.
Nie kryją.
A teraz najlepsze: nie zasychają ;)
Nałożone cienką warstwą po godzinie od aplikacji nadal tworzą zadziory i rysy (i to jakie), nie ma co marzyć o dołożeniu choćby odrobiny w ramach ratowania wyglądu manicuru.
Ten zestaw to moje największe rozczarowanie marką.
Właśnie ten majstersztyk na spółkę z kredką rozświetlającą i cieniami odebrał mi jakąkolwiek ochotę na napisanie recenzji.
Podsumowując
Nie radzę...



Blush Studio
Róż do policzków, Tickled Pink
Dostępnych kolorów: 11
Gama: studio
Cena: 4€

Wreszcie coś, o czym napiszę z przyjemnością.
Kolekcja okrzyknięta odpowiednikiem różów Narsa.
Tickled Pink jako tańsza wersja Deep Throat? To prawdziwa gratka dla kosmetykomaniaczek ;)
Gotta Glow imituje (bardzo udanie) Albatrossa.
W linii studio znajduje się również Candid Coral- wypisz wymaluj Orgasm, który z kolei do złudzenia przypomina Reflex od Chanel- jak tu się nie zakochać?
Do konkretów!
Opakowanie- czarne, matowe z małym lusterkiem. Nie znajdziecie tam aplikatora ani pędzelka (one i tak z reguły do niczego się nie przydają).
Sam róż nie posiada zapachu.
Pigmentacja w sam raz- możemy stopniować efekt dokładając po trochu.
Nie robi plam, pięknie się rozciera.
Ma w sobie trochę nienachalnych drobinek, które w żadnym razie nie zrobią nam krzywdy.
Daje bardzo naturalny efekt.
Utrzymuje się przeciętnie, równomiernie znika z twarzy nie pozostawiając nieestetycznych placków.
Jedyne co jest mu niekiedy zarzucane to pudrowość- ja takowej nie widzę. Jeśli ktoś potrzebuje piorunującego efektu, zamiast trzeć niech wybierze intensywniejszy kolor ;)
Podsumowując
Poleciłabym go przyjaciółce przy czym cena 16 PLN (lub więcej) plus przesyłka może kogoś zniechęcić- zawsze łatwiej wybrać się do drogerii, pooglądać, pomacać i kupić coś sprawdzonego.
Dla osób mieszkających za granicami Polski jak najbardziej NAJS!


Brightening Eye Color
Poczwórne cienie, Silverlining&Drama
Dostępnych kombinacji kolorystycznych: 12
Gama: podstawowa
Cena: 1€

Pod aplikatorem znajduje się maleńkie lusterko- mało praktyczne ze względu na rozmiar- może się przydać do drobnych poprawek jeśli nie mamy ze sobą puderniczki (ekhm... Puderniczki ani lusterka ale cienie to i owszem).
Sprawa z kolorami ma się podobnie jak w przypadku cieni opisanych wyżej. Zdjęcia producenta przedstawiają nasycony kolorem produkt podczas gdy prawdziwa zawartość opakowania sprawia wrażenie nieco przygaszonej.
Pigmentacja trochę lepsza niż poprzednio ale bez rewelacji.
Nie polecam nakładania pędzelkiem bo uzyskamy jedynie efekt mgiełki, jeśli już to w ruch pójść powinny palce.
W zależności od paletki, niektóre cienie są mniej i bardziej pudrowe, często okropnie twarde. Część jest z drobinkami, część bez.
W przypadku Silverlining biały pigment jest matowy, reszta z brokatem. Drama w całości brokatowa.
Dobór barw sugeruje wykonanie pełnego makijażu oka przy użyciu pojedynczych zestawów natomiast próba blendowania kończy się na efekcie plamy bliżej nieokreślonego koloru.
Podsumowując
Nie najgorsza opcja dla oszczędnych dziewczyn, które zaczynają się malować i nie szaleją z makijażem.
Jako produkt dla nieco bardziej zaznajomionych z tematem wizażu- nie polecam.


All Over Color Stick
Rozświetlacz, Spotlight
Dostępnych kolorów: 6
Gama: podstawowa
Pojemność: 4g
Cena: 1€

Według producenta jest to świetny produkt, który posłuży nam jako rozświetlacz do oczu, policzków i ust (???)
Znów zdjęcia elfa nie zgadzają się z rzeczywistością- intensywne kolory okazują się być jasne a delikatne ciemniejsze.
Ja szczęśliwie nabyłam Spotlight- bez komplikacji w kwestii barwy.
Wielu osobom przeszkadza jego cytrusowy zapach- mnie on kojarzy się z pomarańczowym Plussszem.
Kolor kremowobiały, niezłe krycie. Tu narzuca się pytanie: jak nałożyć biały, kryjący sztyft na usta???
W wypadku Spotlight radzę podkreślać jedynie łuk kupidyna, natomiast Limonade Rose czy Persimmon powinien nadać się do aplikacji na wargi.
Co do konsystencji... Dość zbita,twarda- trzeba pomóc sobie palcem. Przestrzegam przed nakładaniem prosto z opakowania- delikatne muśnięcie sztyftem nie umożliwi roztarcia, przyciskając mocniej ryzykujesz przesadą. Aplikacja pędzlem mija się z celem.
Z życia wzięte
Kiedyś, na YouTube widziałam panią, która z lubością wcierała All Cover Color Stick w całą twarz, twierdząc, że wspaniale radzi sobie z jej licznymi przebarwieniami (muszę przyznać, że takowe miała imponujące a sztyft nieźle sobie poradził).
Postanowiłam więc nałożyć go pod oczy (w tej chwili mam bardzo jasną twarz). Efekt był naprawdę całkiem przyjemny. Pani zachwycała się nad trwałością wykonanego przez siebie kamuflażu toteż zaryzykowałam i udałam się na parę godzin do pracy bez uprzedniego przyprószenia efektu pudrem. Gdy po 2 godzinach zobaczyłam się w lustrze oniemiałam z wrażenia. Po kryciu nie było śladu a moje dolne powieki świeciły niczym w noc sylwestrową. Ilość drobin bijących blaskiem nie do opisania powalała. Zmyłam natychmiast cały brokat z twarzy i pospieszyłam na stronę producenta. Okazało się, że 2 zupełnie różne produkty posiadają tę samą nazwę oraz formę a pani z YouTube obsmarowywała się korektorem.
Taka sytuacja.
Morał: zanim posłuchasz bezmyślnie pani z YT sprawdź czy nie robisz głupoty, przeczytaj dokładnie opis kosmetyku i wypróbuj go zanim wyjdziesz w nim na ulicę ;)
Morał II: ostrożnie z tym cudem- będziesz świecić jak choinka!
Podsumowując
Mieszane uczucia...


Tym o to pozytywnym akcentem zamykam na tę chwilę sagę o Eyes Lips Face. Zajrzę do nich pewnie jeszcze w poszukiwaniu sprawdzonych produktów oraz rzeczy, których do tej pory nie udało mi się dorwać ale z pewnością przyszłe zakupy poprzedzę poszukiwaniami opinii na blogach. Szczęściary, nie popełnicie moich wpadek zakupowych ;)
Jeśli jesteście ciekawe któregoś z nieopisanych tu kosmetyków koniecznie dajcie znać- postaram się udzielić wam odpowiedzi ;)
Buziaki!



niedziela, 25 maja 2014

Dzień Matki we Francji


Dziś wszystkie francuskie mamy świętują- nadeszła ostatnia niedziela maja. Będą kwiaty, czekoladki i wspólny obiad. Wszystkie emisje telewizyjne i radiowe dotyczą w większym bądź mniejszym stopniu dzisiejszejszego, szczególnego dnia. Od tygodni atakują nas reklamy "kup najwspanialszy prezent swojej mamie"- jak wszędzie indziej. Nie sposób o tym święcie zapomnieć, nawet jeśli jego data nie jest tak oczywista jak w Polsce.
Nasze polskie mamy jako jedyne, jak co roku obdarowane uściskami i upominkami zostaną 26 maja. Te francuskie, każdej wiosny zaglądać muszą w kalendarz w poszukiwaniu ostatniej niedzieli maja. Bywa, że w tym dniu wypada również Zesłanie Ducha Świętego- wtedy ich święto przesuwa się na pierwszą niedzielę czerwca.
Dzisiaj dzień matki obchodzi się również na Antylach Francuskich, Dominikanie, Haiti, Mauritiusie, w Algierii, Szwecji i Tunezji. W związku z tym, wszystkim mamom świętującym tej niedzieli życzę wspaniałego, pełnego radości popołudnia, spędzonego w gronie najbliższych :)

sobota, 24 maja 2014

Melaleuca alternifolia- cud w buteleczce


Przedmiot dzisiejszego postu powinien znaleźć się w każdym domu, kosmetyczce i apteczce. Jeśli borykacie się z trądzikiem, wypryskami lub infekcjami skóry, koniecznie zaopatrzcie się w ten specyfik- gwarantuję, że nie pożałujecie ;)
Czym właściwie jest Melaleuca alternifolia?
Potoczna nazwa to Tea Tree- drzewo rosnące w Australii, z liści którego wytłacza się olejek eteryczny (nie mylić z krzewami herbaty).
Olejek ten wykazuje niesamowite działanie antyseptyczne oraz przeciwzapalne - najsilniejsze wśród wszystkich tego typu specyfików. Pomaga zwalczyć bakterie, wirusy i grzybice.
Najlepsze efekty daje czysty, bez domieszek innych olejków- kupując go w aptece (we Francji dostępny w większości aptek, paraaptek, marketów oraz w sklepach bio) koniecznie upewnijcie się, że nie nabywacie kompozycji o kilku składnikach. W składzie powinny znaleźć się tylko liście lub gałązki. Poinformujcie sprzedawcę w jakim celu jest wam potrzebny- w przeciwnym razie możecie wyjść z apteki z miksturą, która was uczuli i nie spisze się w kontakcie ze skórą.
Buteleczkę przechowujemy z dala od światła i wysokiej temperatury.
Opakowanie powinno zawierać od 7 do 10 ml produktu (większe to z reguły kompozycje nie do końca naturalne, nieprzyjemne w kontakcie z naskórkiem). Ja za swój płacę 5-7€ w zależności od apteki i pojemności. W Polsce cena może wahać się między 6 a nawet 27 PLN.
Jak korzystać z olejku?
W zależności od celu do jakiego go używamy:
• W walce z niedoskonałościami skóry
- Przetrzyj oczyszczoną twarz np. rano i wieczorem wacikiem nasączonym czystym lub rozcieńczonym produktem omijając okolice oczu.
- Nałóż punktowo na miejsca problemowe (tak, tak- możesz zaaplikować go bezpośrednio na skórę bez rozcieńczania w przeciwieństwie do innych kompozycji eterycznych).
- Dodaj do maseczki (np. Z glinki)
Bardzo dobrym pomysłem jest wykonanie roztworu na bazie olejku i wody. Przelej gotową mieszkankę do buteleczki ze spryskiwaczem, którą przechowywać będziesz w nienasłonecznionym miejscu. Możesz pokusić się o ciemny pojemnik. Spryskuj twarz lub ciało 2 razy dziennie po jej uprzednim przemyciu. Na zmiany (np. patyczkiem kosmetycznym lub wacikiem) dołóż nierozwodniony produkt.
Melaleuca alternifolia może lekko wysuszać dlatego pamiętaj o nawilżaniu!
Stosując tego typu zabiegi nie tylko ograniczysz lub wręcz pozbędziesz się wyprysków ale również rozjaśnisz przebarwienia i blizny oraz oczyścisz cerę z wągrów i zwężysz
pory.
• W walce z łupieżem, przetłuszczaniem się włosów, swędzeniem skóry głowy
- Dodaj parę kropli do szamponu.
- Wcieraj (np. pół h przed umyciem) 10 kropli wymieszanych ze 100 ml wody w nasadę włosów.

• Przy przeziębieniu
- Natrzyj mieszanką klatkę piersiową.
- Rozpyl w pomieszczeniu, w którym przebywasz lub zapal olejek w kominku aromaterapeutycznym.
- Spryskaj poduszkę mieszanką lub olejkiem.
Nie przesadź z ilością- mogą cięszczypać oczy.
- Płucz gardło roztworem (5 kropli na pół szklanki wody).

• Przy infekcji jamy ustnej (ból dziąseł, afty, opuchlizna)
- Przepłukuj jamę ustną roztworem kilka razy dziennie.
- Nałóż olejek punktowo.

Pamiętajcie by nigdy nie połykać olejku ani roztworu. Unikajcie kontaktu z oczyma!!! Olejek w nierozcieńczonej formie stosuje się nie więcej niż 2 razy dziennie na konkretne miejsce.

Melaleuca alternifolia ma masę innych praktycznych zastosowań. Używa się jej do:
- odświeżania powietrza, likwidowania przykrych zapachów.
- zabijania bakterii w pomieszczeniach
- jako dodatek do proszku lub innych produktów piorących
- przy ukąszeniach owadów
- przeciw kleszczom, komarom itp.
- w walce z grzybicą stóp i  paznokci
- przy nadpotliwości
- jako dodatku do masażu
- przy bólach mięśni i stawów

Jako posiadaczka cery bardzo problematycznej ze skłonnością do trądziku wychwalam pod niebiosa dzień, w którym dowiedziałam się o dobroczynnym działaniu olejku z drzewa herbacianego. W połączeniu z witaminami i odstawieniem śmieciowego jedzenia olejek dał mi bardzo zadowalające efekty. Odkąd go używam, nie zaobserwowała żadnych zmian trądzikowych a maleńkie wypryski pojawiają się sporadycznie- z reguły po napiciu się mleka lub zjedzeniu czegoś ostrego. Kupuję go regularnie i nie wyobrażam już sobie mojej pielęgnacji bez niego. Tym bardziej drogie panie i panowie, że za chwilę lato i wszelkie silne specyfiki przeciw niespodziankom na twarzy staną się niewskazane przy kontakcie ze słońcem. Pojawi się również problem z poceniem więc jeśli chcecie zatroszczyć się o ciało, włosy i skórę w naturalny sposób postawcie na Melaleuca alternifolia. Jedna mała buteleczkę da wam rozwiązanie licznych problemów ;)




poniedziałek, 19 maja 2014

Paczka od Yves Rocher


Wreszcie zabieram się za post dotyczący mojego zamówienia u Yves Rocher. Zakup zaksięgowany został w poniedziałek 12.05 a już we wtorek rano kurier dostarczył moje skarby.
Na produkty wydałam kwotę 32,5€.
W pudełku znalazły się:
- maskara Volume Sexy Pulp, czarna
Cena promocyjna: 9,30€ (zamiast 18,60€)
- miniatura tego samego tuszu
Cena 1€
- kredka khôl, czarna
Cena 1,95€ (zamiast 3,90€)
- kredka khôl, brązowa
J.w.
- kredka Regard 3en1 czyli produkt do kącików, łuku brwiowego oraz linii wodnej
Cena 3,95€ (zamiast 6,80€)
- biały lakier do końcówek z cienkim, profilowanym pędzelkiem
Cena 3,60€ (zamiast 7,20€)
- lakier do paznokci, blanc perle
Cena 1,95€ (zamiast 3€)
- płyn do demakijażu wrażliwych oczu, Pur Bleuet
Cena 2,95€ (zamiast 5,60€)
- 2 pomadki Luminelle, rose bonbon (cukierkowy róż)
Cena 7€ (2 w cenie 1)
- kwadratowe waciki do demakijażu
Cena 1,60€
- lakier do paznokci, rose

Gratisy:
- żel pod prysznic, Les Plaisirs Nature
Organiczna wanilia
- żel pod prysznic, j.w.
Organiczna malina
- ręcznik plażowy
- 2 próbki perfum
- próbka żelowego kremu matującego dla skóry mieszanej i tłustej, Sebo végétal

Dodatkowo
Za dokonanie zakupu w kwocie wyższej niż 20€ wysyłkę otrzymałam gratis.
Wykorzystałam kod zniżkowy na 5€ (wspominałam o nim w poście dotyczącym złożenia zamówienia).
Otrzymałam minikupony na poszczególne produkty, kody do butiku Cache Cache oraz zniżkę na stronie La Redoute.

Niebawem napiszę kilka recenzji dotyczących nowych nabytków- w tej chwili jestem na etapie ich testowania. Niektóre z nich już zdążyły wzbudzić mój niemalże zachwyt, na temat innych jeszcze nie wyrobiłam sobie opinii. Na razie mogę wam tylko powiedzieć, że nie czuję się zawiedziona żadnym z opisanych produktów natomiast wiem już które są mniej wybitne. Pożyjemy- zobaczymy ;)

Pozdrawiam was gorąco,
Do następnego razu!

niedziela, 18 maja 2014

Paznokciowe DIY czyli jak wykonać naklejki na paznokcie


Hej!
Jeśli tak jak ja macie problem z wykonaniem zdobień u prawej ręki (lub lewej w przypadku gdy jesteście leworęczne) mam dla was świetne rozwiązanie :)
Wystarczy, że przygotujecie naklejki z wzorami. Jak to zrobić? Nic prostszego!

Potrzebne wam będą:
- kolorowe lakiery do paznokci lub farbki akrylowe
- przezroczysty lakier
- pędzelek do nailartu
- coś do podważenia naklejki (dotting tool, szpilka, nożyczki do skórek itp)
- plastikowe pudełeczko, talerzyk szklany lub plastikowy lub cokolwiek innego o gładkiej powierzchni.

Zaczynamy!
Ja wybrałam pokrywkę do pudełeczka po potyczkach kosmetycznych.

Na pokrywkę nakładam bezbarwny lakier by stworzyć bazę dla wzoru.

Po wyschnięciu, na bazie rysuję nailart.

Ponownie czekam aż kompozycja przeschnie. Po 15 minutach delikatnie zdejmuję naklejkę przy pomocy wybranego narzędzia- tu sondy do zdobień. Podważam brzeg uważając by nie naruszyć wzorku. W razie potrzeby przycinam.


Paznokcie pokrywam lakierem, gdy lekko przeschnie przykładam i lekko dociskam naklejkę.
Po chwili nakładam top coat lub przezroczysty lakier.
Voilà! Świetlista wieża Eiffla gotowa!


Porady:
Nałóż nieco więcej lakieru bazowego na pokrywkę lub talerzyk by nie uszkodzić zdobienia przy odklejaniu. Wolne boki zawsze możesz przyciąć!
Wzorek malowany farbką schnie o wiele szybciej oraz w razie pomyłki wystarczy przetrzeć wilgotnym wacikiem by usunąć niechciany element.
Naklejkę możesz przyłożyć do płytki paznokcia wypukłą stroną- w ten sposób pokrywając całość top coatem nie rozmażesz rysunku.
Aby uniknąć grudek tworząc nieco bardziej skomplikowany wzór, zacznij od narysowania detali, które powinny znaleźć się na wierzchu a zakończ na wypełnieniu kolorami. Pamiętaj by przykleić nailart jak powyżej.


Lakiery użyte do wykonania całego manicuru:
- M1044 Jaune d'Eté, SinfulColors Professional
- TAG Yellow Fluo, Beauty Success
- 14 Rose, Yves Rocher
- 51 Bleu nuit
- baza korygująca, Yves Rocher
- N1 Incolore, Berangé Make Up Paris

środa, 14 maja 2014

Youtubowe zonki...

Hej!
Chciałabym wrzucić na blog taką małą dygresję, która kołacze mi się po głowie od dłuższego czasu. Dotyczy ona poszukiwania wiadomości na temat produktów, które chcielibyśmy zakupić, w sieci.
Od dawna jestem zwolenniczką wpisywania nazw potencjalnych nabytków w wyszukiwarkę- przeszukuję głównie wizaż, YouTube oraz blogi tematyczne. Nikt nie lubi rozstawać się z większą kwotą pieniędzy bez pewności, że to co dostanie w zamian będzie jej warte.
Czesto niestety zdarza się, że informacje uzyskane w internecie nie są rzetelne lub wręcz w zupełności nie pokrywają się z rzeczywistością. Ile razy zdarzyło się wam nabyć coś i przeżyć gorzkie rozczarowanie otwierając opakowanie lub korzystając z produktu?
Zadajecie sobie pytanie: Jak to? Przecież producent obiecywał panaceum a recenzenci rozpływali się nad wspaniałością i rewolucyjnym działaniem. Co gorsze, kierując wątpliwości i pytania w stronę osób, które w większym lub mniejszym stopniu przekonały wass do zakupu, uzyskujecie odpowiedź, że najprawdopodobniej używacie danego przedmiotu niewłaściwie lub najwyraźniej "nie polubił się" z waszą skórą, warunkami użytkowania itp. Oczywiście nikt nie powie: Cześć, sprzedaliśmy ci bubel- chętnie zwrócimy twoje zmarnowane pieniądze lub wyślemy kolejny, lepszy produkt.
Dlaczego tak się dzieje i czy warto w związku z tym sugerować się sieciowymi opiniami? Jak ustrzec się przed fatalnymi pomyłkami?
Obserwuję od dawna portale udostępniające nam recenzje na temat kosmetyków, sprzętu elektronicznego oraz wszelkich usług. Do niedawna były one bardzo przydatne i ułatwiały trudny wybór między setkami proponowanych możliwości. Niestety miejsca, w których powinniśmy znaleźć przekonanie, że dokonujemy właściwego wyboru stały się siedliskiem cwaniaków oraz pseudoreklamy. Nie twierdzę, że każda wizażanka czy bloger wciska nam kit ale jeśli już ma to miejsce jest kilka rzeczy, które powinny zwrócić naszą uwagę.
Zapewnienia na pudełku odrazu włóżmy między bajki. Właściciel marki może sobie na nim umieścić wszystko co mu się zamarzy.
Przede wszystkim porównajmy najpierw opinię danej osoby na temat przedmiotow , które już posiadamy z naszą własną. Jeśli zauważymy skrajne różnice w postrzeganiu danego obiektu należy przyjrzeć się dokładniej gagatkowi.
Przykładowo na wizażu każdy użytkownik posiada określający go status taki jak przyczajenie, zadomowienie lub zakorzenienie oraz ilość pochwał. Jeżeli osoba wypowiadająca się w samych superlatywach nie wykazuje większej aktywności na stronie ani nie zadała sobie nawet trudu choćby częściowego uzupełnienia profilu możemy być niemal pewni, że to próba promowania marki.
YouTube grzeszy natomiast reklamą przy pomocy vlogerek kuszących nas licznymi konkursami z nagrodami sponsorowanymi, w których aby wziąć udział musimy polubić milion fanpagy, wyrazić zgodę na otrzymywanie treści reklamowych, ofert itp. Notorycznie raczeni jesteśmy coraz to nowymi haulami i prezentacjami ulubieńców miesiąca. Nie oszukujmy się- przeciętny człowiek nie dokonuje co parę tygodni zakupów w kwotach często przekraczających całą wypłatę. Nie zmieniamy również co miesiąc ulubionych kosmetyków, sprzętów czy restauracji dokonując wiekopomnych odkryć na każdym kroku i detronizując poprzedzające ich topy topów. Ktoś kto wczoraj opowiadał z zachwytem o podkładzie marki "Wspaniałości Egiptu" dziś stwierdza, że jego faworytem jest "Uganda Style" staje się w moich oczach słabym autorytetem. Skąd ktoś taki bierze fundusze by zostawiać niebotyczne kwoty w butikach, biurach podróży czy salonach samochodowych? Ano, z pokazywania nam nowego stolika z "Nullkei" i bluzki z "Żary". Niby to przypadkiem zaprasza na videopogaduchy koleżankę, która tworzy wspaniałości w studiu nierdzewnych tiar, kolegę akurat w tej chwili wypuszczającego rewolucjonizującą serię wędek czy sąsiadkę, która wyczaruje nam 3 metry kwadratowe przestrzeni na słoiki w zagraconej piwnicy. Pomyśleć by się chciało, że jedna szczęściara z drugą żyją z robienia zakupów i zakładania pawich piór na rzęsy. Pewnego pięknego dnia stwierdzamy, że zupełnie nie jesteśmy fajni bo nie wydaliśmy tłustej sumki na palenisko domowe pachnące wiatrem znad oceanu z lekką nutką kokolitofory.
Kierując się sugestiami youtubowiczów warto zerknąć czy historia ulubieńców trzyma się kupy, i ile nowości prezentuje nam dany użytkownik. Najmniejszym zaufaniem obdarzyć powinniśmy osoby z masą subskrybentów gdyż to właśnie one dają największą publikę producentom.
Zaobserwowałam również nagminne mijanie się z prawdą, szczególnie na blogach modowych, kosmetycznych czy lajfstajlowych. Afera goni aferę. Jedna mądra wychwala podrabiane perfumy, druga opiewa Samsunga by korzystać z nowiutkiego IPhona, trzecia wrzuca fotki z najwspanialszych wakacji organizowanych przez biuro podróży "Szuja", na których nigdy nie była. Prym wiodą szafiarki wyprzedające garderobę zapominając o konieczności wysłania nabywcy pary miętowych trepów oraz te, które prezentują popełnione zakupy okazujące się pożyczonymi lub pochodzącymi z wymianki. Są też i takie co to rżną głupa do tego stopnia by ewidentny kontrafason z chińskiego sklepu on-line prezentować jako oryginał lub " handmade by mum". Tu zasada jest podobna jak na YT- ostrożnie z gwiazdami blogów, ewentualnych zakupów możemy dokonać po dokładnym zapoznaniu się ze sprzedawcą. Poszukajmy informacji na temat przebiegu podobnych transakcji w jego wykonaniu.
Przede wszystkim zanim zachwycimy się nad falą wspaniałości zalewających nas zewsząd, zastanówmy się, czy to co widzimy aby na pewno jest nam potrzebne i czy faktycznie warte swojej ceny. Obserwujmy czy daną rzecz poleca nam się ze względu na jej zbawienne działanie i chęć podzielenia się z nami możliwością dobrego zakupu czy może dla zarobienia na naszej łatwowierności i sympatii.
Niejednokrotnie musiałam przyznać sama przed sobą, że niektórzy bardzo pozytywnie kojarzący mi się wujkowie i ciocie Dobra Rada niekoniecznie troszczyli się o przekazanie najbliższych prawdzie informacji a zamiast tego napychali sobie kieszenie zarobione na mojej głupocie i chęci znalezienia rozwiązania problemu. Tego typu rozczarowania bywają nieprzyjemne dlatego starajmy się im zapobiegać kierując się zdrowym rozsądkiem ;)
Jak zawsze moja skromna opinia przerodziła się w wypracowanie o lekkim zabarwieniu melancholijnym ale mam nadzieję, że pomoże ona komuś uniknąć przykrych doświadczeń związanych z zakupem niewłaściwych przedmiotów.
Do zobaczenia!

poniedziałek, 12 maja 2014

krwiste mięso, kawa i ziemniaki w proszku


Hej hej!
Dziś pokrótce o tym co i jak jedzą Francuzi :)
Przeglądając zdjęcia z długiego weekendu natknęłam się na fotkę przedstawiającą kawał niedopieczonego mięsa w towarzystwie pięciu bagietek i wina. Tym czego nie udało mi się uwiecznić było purée (o zgrozo) z torebki.
Wystarczyłoby dorzucić dzban kawy i trochę pleśniowego sera a naszym oczom ukazałby się obrazek, wypisz wymaluj przedstawiający kwintesencję domowej kuchni francuskiej.
Wracając do majówkowego posiłku, nie mogę nie wspomnieć o oburzeniu, jakie wywołałam odkładając moją porcję mięsa spowrotem na grill :D Następnie jako jedyna odmówiłam wina oraz sałaty z sosem vinaigrette...

Są tacy, którzy lubią tego typu połączenia, ja do nich niestety nie należę. Na moje nieszczęście jestem miłośniczką typowo polskiej kuchni- pozwoliłabym się pokroić za kwaśny bigos, prawdziwy rosół z wiejskiej kury czy gołąbki. Tu natomiast kapusta i ogórki kiszone budzą strach przed zatruciem pokarmowym a wspomnienie o prawdziwym białym twarogu wywołuje grymas na twarzy.
Pamiętam jak dziś mojego kolegę- Élisée, który zupę pomidorowym dopieszczoną do granic możliwości (na domowym wywarze z warzyw i mięsa) potraktował jak makaron z sosem i dopchnął chlebem. Nigdy nie zapomnę również szoku jaki u niego wywołałam przygotowując na śniadanie bardzo lekko ściętą jajecznicę na boczku i cebuli.
Moje przerażenie budzi również wszechobecny brak świeżych surówek. By zaznać luksusu zjedzenia obiadu ze skromną kompozycją warzyw udawać się muszę do "chińczyka", gdzie za maleńkie pudeleczko w połowie wypchane (ku mej rozpaczy) tofu i gumiastymi kalmarami płacę 6€. Po wygrzebaniu wszystkiego co budzi moją niechęć zostaje mi skromna porcyjka akurat na jeden raz. Ach, jakże marzy mi się pojemniczek ze Społem lub pyszna tatowa surówka z masą zieleniny i dobroci ryneczkowych.
Po przyjeździe do Francji na próżno wyczekiwałam swojej pierwszej wizyty w McDonaldzie, gdzie wydawało mi się, że odnajdę colesława- czekało mnie tam bolesne rozczarowanie. Zamiast rzeczonej surówki znalazłam sałatki z gotowanych buraczków, marchewki i kuskusu, obowiązkowo zalane tym co kocham, czyli vinaigrette.
Kolejnym zaskoczeniem była dla mnie pierwsza francuska pizza. W zasadzie bardziej przypominała ona kisz. Połowa składników powędrowała na nią prosto z puszki co skutkowało efektem ugotowanych jarzyn. Dodatkowo znakomita część pozycji w lokalu przygotowana była na bazie śmietany (zamiast sosu pomidorowego). Zdziwienie mniejsze lub większe wywołała u mnie obecność składników takich jak mięso mielone, ziemniaki, siekana natka pietruszki czy sos barbecue. O sosach pomidorowym i czosnkowym nie było mowy- do placka dostaniemy saszetkę pikantnej oliwy. Teoretycznie tak właśnie powinno jeść się pizzę- z oliwą, natomiast jako fanka zalewania potraw wszelkimi dipami zawsze przed planowanym zamówieniem przygotowuję sobie dodatek czosnkowy z jogurtem. Wygląda na to, że pizzy z kabanosem i jalapeño zalanej czerwonym i białym sosem długo jeszcze nie zobaczę ;)
Po ustaleniu, że tego typu przysmak we Francji do moich ulubionych nie należy postanowiłam postawić na amerykańskiego burgera z frytkami- co mogłoby pójść nie tak? I tu znów niespodzianka: kanapka składała się z ogromnej bagietki przekrojonej na pół, wypchanej mięsem mielonym potraktowanym keczupem i majonezem oraz frytek. Samym chlebem nakarmiłabym całą rodzinę- swoją oczywiście bo Francuz pewnie wciągnąłby ją nosem z pierwszym lepszym spaghetti ;) Nie twierdzę, że mi nie smakowało ale z pewnością nie był to szczyt moich marzeń w chwili, w której prosiłam o amerykańskiego hamburgera.
Jednak na tytuł kulinarnego rozczarowania roku zasłużyło moje Boże Narodzenie spędzone tutaj. Gdy zasiadłam do wigilijnej kolacji mym oczom ukazała się (olaboga) przystawka: foie gras, łosoś wędzony na zimno, krewetki oraz ostrygi. Następnie uraczono mnie Coquille Saint Jacques w sosie porowym czyli przegrzebkami (nie wiem czy wspominałam już, że owoce morza to jedna z rzeczy, których za nic w świecie nie wezmę do ust) podanymi standardowo z pieczywem. Niektórzy Francuzi bardzo nie lubią marnować czasu na wystawianie przy piekarniku toteż w marketach takich jak Hyper U mają możliwość zamówienia gotowych, porcjowanych dań, termicznie zapakowanych w plastik. Wrzucamy takie pysznosci do mikrofali i hop! Gotowe! Dla każdego coś dobrego ;) Taka właśnie delicja trafiła na mój talerz wieczoru wigilijnego.

Na samą myśl o domu rodzinnym i moich bliskich spędzających ten szczególny wieczór razem łezka kręciła się w oku a do tego mieszanka zapachów wypełniających jadalnię przyprawiała o zawrót głowy. Z rozgoryczeniem wymieniałam w myślach potrawy przygotowane przez moją mamę w Polsce. Niestety świąteczny sernik przyszło mi zastąpić kremem z serkiem mascarpone a kompot z suszonych owoców winem-przynajmniej było wesoło.
Są jednak dania, których w Polsce nigdy nie próbowałam, a które skradły moje serce. Należy do nich królik w sosie musztardowym (ach, gdyby jeszcze tak pokusił się o przygotowanie świeżej surówki), wandejskie préfou czyli pieczywo bez drożdży z masłem i czosnkiem oraz wszelkie suflety. Stałam się również fanką surowego bobu z chlebem, masłem i solą ;)
Prócz wymienionych przysmaków Francuzi posiadają również w swoim jadłospisie odpowiedniki znanych nam pozycji np. brioszkę, która przypomina chałkę, ratatouille- po odpowiednim doprawieniu i dodaniu akcentu mięsnego uzyskamy coś bliskiego leczu.
Tutejszy system żywienia różni się dość znacznie od naszego.
Rano nie ma mowy o treściwym śniadaniu. Nie liczcie na owsiankę czy jajka. Zamiast tego pije się tu kawę lub sok, przegryza rogalik, tosta czy brioszkę z konfiturą.
Między południem a 14h00 spożywa się śniadanie (ciekawe- u nas to już obiad). W skład śniadania wchodzą przystawki (wędliny, sałatki, jajka, ryby, zupy), danie główne (najczęściej na ciepło choć znam takich, na których talerzu znajdą się chipsy i plaster szynki), deser (coś słodkiego, jogurt, ser). Oczywiście spożywając déjeuner pamiętamy o winie i bagietce. Po deserze podaje się kawę.
Ok 16-16h30 przychodzi pora podwieczorku. Zasada ta dotyczy szczególnie dzieci i młodzieży. Młodsi sięgają po ciastka, brioszkę, tosty a starsi kawę lub również słodką przekąskę.
Ostatni w kolejności jest dîner. Odbywa się on podobnie jak śniadanie (czyli nasz obiad), z tą różnicą, że jemy nieco skromniej, pamiętając o winie, deserze i kawie.
Ciekawostka:
Słynna francuska zupa cebulowa nie jest aż takim specjałem jak by się mogło wydawać- najczęściej serwuje się ją nowożeńcom w noc poślubną. Posileni małżonkowie nabierają sił by starać się o potomstwo. Tradycja ta była bardzo popularna dawniej, w czasach gdy młodzi pomieszkiwali u rodziców. Goście weselni wpadali znienacka do sypialni by podać zakochanym drażniącą nos polewkę- praktyce tej towarzyszyło często sporo śmiechu gdyż niektórym żartownisiom zachciewało się urozmaicać potrawę o składniki przypominające np. (tak, to prawda potwierdzona wspomnieniami świadków oraz zdjęciami) kupę ;)

Tym oto uroczym akcentem zakańczam dzisiejszy post.
Podobnie jak w notce "Pijany jak Polak", przypominam, że zawarte tu treści są częściowo subiektywne lub uogólnione.
Jeśli ktoś poczuł się urażony moimi uwagami na temat dokonań kulinarnych Francuzów, podkreślam, że są to moje odczucia powodowane przyzwyczajeniami, gustem oraz tym co dane mi było do tej pory poznać. Z pewnością nie płyną one z braku otwarcia na to co nowe- informuję, że dla dobra sprawy spożyłam ślimaki oraz jądra barana ;) Nie wspominam o nich we wpisie gdyż nie zakwalifikowałam ich ani do grupy doznań wywołujących traumę ani tych wynoszących pod nieboskłon.

Jak zawsze mam nadzieję, że przyjemnie czytało się wam mój niekontrolowanie przydługi post :)
Będzie mi bardzo miło jeśli dacie znać co myślicie o treści w nim zawartej oraz całym moim kąciku.
Owocnego poniedziałku!
;*