środa, 24 września 2014

Black Opium-->Valentina-->Si Lolita-->J'adore + Złota zasada zakupoholiczki


Po trzech miesiącach ciągłej pracy i rozjazdów wreszcie powracam do blogosfery- bogatsza o bagaż doświadczeń i wyprzedażowych dobroci :)
Nazbieralo się zaległych recenzji, zdjęć, hauli, sklepów online godnych i niegodnych polecenia.
Dziś zdecydowałam się na krótką notkę o perfumach, które kupiłam by z lekkim poślizgiem uczcić moje lipcowe urodziny.
   Parę tygodni temu udałam się do perfumerii Beauty Success w poszukiwaniu Black Opium od YSL, wypatrzonego jakiś czas temu na Sephora.fr. Oczarowana tajemniczym opisem i kawową nutą postanowiłam, że muszę je mieć.
Na miejscu przemiła pani poinformowała mnie, że nie ma mojego wymarzonego flakonu w sprzedaży ALE "może dać mi powąchać". Uśmiałam się szczerze :) No tak, jeśli gdzieś ma nie być tego czego szukam to tylko w Wandei. Najbliższa Sephora to już inny region i 40 minut jazdy samochodem, porządne sieciówki podobnie, Nocibé jakieś takie ubogie- nic tylko kupować na ślepo przez internet...


Nic to, zgodziłam się powąchać (jakby miało mi to w czymś pomóc). Pani spryskała papierek i podała mi go.
I tu nastąpiło wielkie rozczarowanie- gdzie ta kawa? Co to za smrodek? Czy tej pani coś się pomyliło i podała mi odświeżacz do auta???
Powalona niedoszłą pomyłką jęłam zastanawiać się co z tym fantem zrobić. Czy wyjść z perfumerii porażona fiaskiem całego wielkiego zamysłu czy wybrać coś innego... W nastroju zwątpienia pomyślałam o zakupie dobrych, starych J'adore lub Cerutti 1881 na zapas. Ale co to za przyjemność urodzinowa- dokupować na zapas. J'adore- owszem przydałyby się...
Pamiętam jak jako mała dziewczynka wypatrzyłam je na wystawie jakiejś luksusowej perfumerii. Wspaniały widok... Przepiękny flakon, zdobiony złotą kolią uwieńczoną kroplą wody. Przemknęłam przez drzwi jakby w obawie, że ktoś mnie stamtąd wyprosi, przytłoczona przepychem sklepu, paniami w garsonkach i stanem swoich przydużych adidasów. Zakradłam się do półki Diora i gapiłam się na magiczne buteleczki. Musiałam zaryzykować- wyciągnęłam rękę po flakonik, nacisnęłam na pompkę i oniemiałam. Nie potrafiłam porównać tego zapachu do niczego mi znanego... Nic dziwnego skoro w tamtym czasie moja mama lubowała się w zapachach niemal męskich a siostrze niewiele starszej ode mnie świat perfumerii był równy obcy co mnie. Wiedziałam, że kiedyś kupię ten cud.
Potem wiele razy mijając drogerie, wspominałam Diorowe perfumy, w podziemiach kupowałam próbki po piątce, które oszczedzałam na największe okazje.
To wspomnienie, tak żywe i magiczne powróciło do mnie przy kasie i postanowiłam urzeczywistnić dziecięce marzenie.
Poprosiłam o 50ml przekonana o tym, że co jak co ale taki klasyk musi być tu dostępny. Ach, jakże boleśnie się rozczarowałam. Owszem, edt tak ale edp nie ma i nie wiadomo kiedy będzie.
Zrezygnowana zdecydowałam przejrzeć perfumy na polkach- a nuż...
Moje spojrzenie przyciągnął koniczynowy, złoty flakon przyozdobiony apaszką w grochy. Si Lolita. Spryskałam nadgarstek. Piękny, kobiecy zapach. Taki zwyczajnie ładny ale niezwyczajny. Nie... Nie ma się co porywać na wody toaletowe i zmuszać do zakupu. Poczekam jeszcze.
Kierując się ku wyjściu kątem oka dostrzegłam coś tak uroczego, że nie dałam rady przejść obok obojętnie. Zatrzymałam się przy ostatnim regale by przyjrzeć się opakowaniu Valentiny.Flakonik okrągły, przezroczysty, ozdobiony trzema kwiatami w odcieniach beżu i pudrowego różu. Urzeczona, jak to Francuzi mówią, pakadżingiem poprosiłam ekspedientkę o parę słów na ten temat. I powiedziała... Że nowa wersja, że 3 kwiaty, że symbol... Zakochałam się w buteleczce- co tu ukrywać.


Powąchałam dla formalności i poprosiłam o zapakowanie.
Całe szczęście sprzedawczyni zachowała więcej zdrowego rozsądku niż ja i do wody perfumowanej dołączyła maleńką fiolkę perfum dla sprawdzenia przed otwarciem pudełeczka.
O jak dobrze, że jej posłuchałam...
Po wyjściu z perfumerii, zadowolona z udanego zakupu skwapliwie posmarowałam próbką nadgarstki i miejsca za uszami. Udałam się do marketu na szybkie zakupy a następnie wróciłam do domu.
Podziwiając pudeleczko z trudem powstrzymałam się od jego otwarcia. Zapragnęłam nacieszyć się zapachem więc zbliżyłam  nadgarstek do nosa- wąchałam, wąchałam i wąchałam... Bezskutecznie doszukując się zapachu.
Od nałożenia nie minęła godzina a po Valentinie nie było już śladu. Niedowierzanie to za mało by określić stan, jakim się znalazłam po wydaniu na nią 70€. Dla pewności ponownie zaaplikowałam, tym razem odrobinę hojniejszą ilość skupiając się szczególnie na miejscach gdzie najsilniej pulsuje krew i dokładając nieco na włosy. Po blisko godzinie efekt był ten sam co wcześniej- czyli żaden.
Przy najbliższej okazji, uzbrojona w rachunek udałam się do BS w celu zwrotu Valentiny.
Powitała mnie inna ekspedientka, której opowiedziałam o ostatnich doświadczeniach oraz wyrazilam zrezygnowanie. Widząc moje rozżalenie i gotowość dania za wygraną, zaproponowała mi niezwykle korzystne rozwiązanie.
Wydrukowała mi bon na 72€ i wydała próbki wszystkich zapachów, które mnie interesowały obiecując przy tym odłożenie dla mnie tychże wód perfumowanych kiedy tylko pojawią się na stanie. W ten sposób przez 2 tygodnie mogłam zmieniać perfumy jak rękawiczki oceniając ich trwałość i rozwój w kontakcie z moją skórą. Wśród wybranych pięciu prym wiodły niezmiennie J'adore i Si Lolita- nie potrafiłam zdecydować które wybrać toteż długo nie pojawiałam się w instytucie Beauty Success aż do dnia, w którym szczęśliwym zrządzeniem losu trafiłam na brytyjską stronę pewnej drogerii. Ku mojemu zachwytowi woda PERFUMOWANA od Lolity Lempickiej została przeceniona na 30€ za 50ml! Niewiele się zastanawiając kupiłam ją by ze spokojnym sumieniem udać się nazajutrz po ukochane J'adore. Cierpliwość popłaca- nie ma co rzucać się na piękne flakony czy bajecznie kolory- najważniejsze to spokojnie sprawdzić, przemyśleć...



Szczerze mówiąc gdy śliczna przyozdobiona kwiatami buteleczkach Valentiny zniknęła mi sprzed oczu zapach przestał być dla mnie interesujący.
Kierując się nabytą wiedzą, przy odbiorze Diora postanowiłam dać drugą szansę Black Opium- przed wyjściem z perfumerii spryskałam nim nadgarstki i wiecie co? Muszę go mieć! ;)



Jak zwykle rozpisałam się okropnie, wybaczcie mi tę nowelę- jednak właśnie w taki sposób przeżywam spotkania z pięknem- epicko ;)
Morał jaki płynie z tego wpisu jest następujący:
Przy zakupie perfum koniecznie poproście ekspedientkę o choćby najmniejszą próbkę i w trakcie używania jej broń boże nie otwierajcie pudełka! W ten sposób zyskacie czas na dokładne zastanowienia się czy ten zapach faktycznie jest dla was.
Pamiętajcie również, że włosy wspaniale utrzymują zapach- jeśli obawiacie się, że zapach zniknie wczesniej niż byście tego chciały, spryskajcie delikatnie włosy. Tylko bez przesady- nie chcecie ich przecież przesuszyć ;)

Tych, którzy ciekawi są co skłoniło mnie do zakupu Valentiny odsyłam na wizaż.pl- tu zobaczycie flakonik: Valentina edp klik

Dajcie znać czy miałyście/macie któreś z opisanych tu perfum lub czy przydarzyły się wam podobne sytuacje :)

Buziaki!


2 komentarze:

  1. Uwielbiam perfumy YSL - używałam Baby Doll i Belle d'Opium - oba te zapachy kocham. Jestem strasznie ciekawa zapachu Black Opium, czy równie mocno trafi w moje gusta. W najbliższym czasie przejdę się do jakiejś perfumerii i koniecznie to sprawdzę.
    Męskie zapachy YSL też są świetne - uwielbiam Opium i L'Homme Libre.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie do końca spodziewałam się takiego zapachu- z początku wydał mi się trochę tandetny i płaski.
      Potem złapałam się na tym, że nie mogłam przestać się wąchać! :D
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń

Thank you so much for your comment!
I hope I'll see you soon!
xo xo!

Merci pour tous les commentaires,
A bientôt!
bisous bisous!

Dziękuję za każdy komentarz,
Do zobaczenia wkrótce!
Buziaki!