poniedziałek, 12 maja 2014

krwiste mięso, kawa i ziemniaki w proszku


Hej hej!
Dziś pokrótce o tym co i jak jedzą Francuzi :)
Przeglądając zdjęcia z długiego weekendu natknęłam się na fotkę przedstawiającą kawał niedopieczonego mięsa w towarzystwie pięciu bagietek i wina. Tym czego nie udało mi się uwiecznić było purée (o zgrozo) z torebki.
Wystarczyłoby dorzucić dzban kawy i trochę pleśniowego sera a naszym oczom ukazałby się obrazek, wypisz wymaluj przedstawiający kwintesencję domowej kuchni francuskiej.
Wracając do majówkowego posiłku, nie mogę nie wspomnieć o oburzeniu, jakie wywołałam odkładając moją porcję mięsa spowrotem na grill :D Następnie jako jedyna odmówiłam wina oraz sałaty z sosem vinaigrette...

Są tacy, którzy lubią tego typu połączenia, ja do nich niestety nie należę. Na moje nieszczęście jestem miłośniczką typowo polskiej kuchni- pozwoliłabym się pokroić za kwaśny bigos, prawdziwy rosół z wiejskiej kury czy gołąbki. Tu natomiast kapusta i ogórki kiszone budzą strach przed zatruciem pokarmowym a wspomnienie o prawdziwym białym twarogu wywołuje grymas na twarzy.
Pamiętam jak dziś mojego kolegę- Élisée, który zupę pomidorowym dopieszczoną do granic możliwości (na domowym wywarze z warzyw i mięsa) potraktował jak makaron z sosem i dopchnął chlebem. Nigdy nie zapomnę również szoku jaki u niego wywołałam przygotowując na śniadanie bardzo lekko ściętą jajecznicę na boczku i cebuli.
Moje przerażenie budzi również wszechobecny brak świeżych surówek. By zaznać luksusu zjedzenia obiadu ze skromną kompozycją warzyw udawać się muszę do "chińczyka", gdzie za maleńkie pudeleczko w połowie wypchane (ku mej rozpaczy) tofu i gumiastymi kalmarami płacę 6€. Po wygrzebaniu wszystkiego co budzi moją niechęć zostaje mi skromna porcyjka akurat na jeden raz. Ach, jakże marzy mi się pojemniczek ze Społem lub pyszna tatowa surówka z masą zieleniny i dobroci ryneczkowych.
Po przyjeździe do Francji na próżno wyczekiwałam swojej pierwszej wizyty w McDonaldzie, gdzie wydawało mi się, że odnajdę colesława- czekało mnie tam bolesne rozczarowanie. Zamiast rzeczonej surówki znalazłam sałatki z gotowanych buraczków, marchewki i kuskusu, obowiązkowo zalane tym co kocham, czyli vinaigrette.
Kolejnym zaskoczeniem była dla mnie pierwsza francuska pizza. W zasadzie bardziej przypominała ona kisz. Połowa składników powędrowała na nią prosto z puszki co skutkowało efektem ugotowanych jarzyn. Dodatkowo znakomita część pozycji w lokalu przygotowana była na bazie śmietany (zamiast sosu pomidorowego). Zdziwienie mniejsze lub większe wywołała u mnie obecność składników takich jak mięso mielone, ziemniaki, siekana natka pietruszki czy sos barbecue. O sosach pomidorowym i czosnkowym nie było mowy- do placka dostaniemy saszetkę pikantnej oliwy. Teoretycznie tak właśnie powinno jeść się pizzę- z oliwą, natomiast jako fanka zalewania potraw wszelkimi dipami zawsze przed planowanym zamówieniem przygotowuję sobie dodatek czosnkowy z jogurtem. Wygląda na to, że pizzy z kabanosem i jalapeño zalanej czerwonym i białym sosem długo jeszcze nie zobaczę ;)
Po ustaleniu, że tego typu przysmak we Francji do moich ulubionych nie należy postanowiłam postawić na amerykańskiego burgera z frytkami- co mogłoby pójść nie tak? I tu znów niespodzianka: kanapka składała się z ogromnej bagietki przekrojonej na pół, wypchanej mięsem mielonym potraktowanym keczupem i majonezem oraz frytek. Samym chlebem nakarmiłabym całą rodzinę- swoją oczywiście bo Francuz pewnie wciągnąłby ją nosem z pierwszym lepszym spaghetti ;) Nie twierdzę, że mi nie smakowało ale z pewnością nie był to szczyt moich marzeń w chwili, w której prosiłam o amerykańskiego hamburgera.
Jednak na tytuł kulinarnego rozczarowania roku zasłużyło moje Boże Narodzenie spędzone tutaj. Gdy zasiadłam do wigilijnej kolacji mym oczom ukazała się (olaboga) przystawka: foie gras, łosoś wędzony na zimno, krewetki oraz ostrygi. Następnie uraczono mnie Coquille Saint Jacques w sosie porowym czyli przegrzebkami (nie wiem czy wspominałam już, że owoce morza to jedna z rzeczy, których za nic w świecie nie wezmę do ust) podanymi standardowo z pieczywem. Niektórzy Francuzi bardzo nie lubią marnować czasu na wystawianie przy piekarniku toteż w marketach takich jak Hyper U mają możliwość zamówienia gotowych, porcjowanych dań, termicznie zapakowanych w plastik. Wrzucamy takie pysznosci do mikrofali i hop! Gotowe! Dla każdego coś dobrego ;) Taka właśnie delicja trafiła na mój talerz wieczoru wigilijnego.

Na samą myśl o domu rodzinnym i moich bliskich spędzających ten szczególny wieczór razem łezka kręciła się w oku a do tego mieszanka zapachów wypełniających jadalnię przyprawiała o zawrót głowy. Z rozgoryczeniem wymieniałam w myślach potrawy przygotowane przez moją mamę w Polsce. Niestety świąteczny sernik przyszło mi zastąpić kremem z serkiem mascarpone a kompot z suszonych owoców winem-przynajmniej było wesoło.
Są jednak dania, których w Polsce nigdy nie próbowałam, a które skradły moje serce. Należy do nich królik w sosie musztardowym (ach, gdyby jeszcze tak pokusił się o przygotowanie świeżej surówki), wandejskie préfou czyli pieczywo bez drożdży z masłem i czosnkiem oraz wszelkie suflety. Stałam się również fanką surowego bobu z chlebem, masłem i solą ;)
Prócz wymienionych przysmaków Francuzi posiadają również w swoim jadłospisie odpowiedniki znanych nam pozycji np. brioszkę, która przypomina chałkę, ratatouille- po odpowiednim doprawieniu i dodaniu akcentu mięsnego uzyskamy coś bliskiego leczu.
Tutejszy system żywienia różni się dość znacznie od naszego.
Rano nie ma mowy o treściwym śniadaniu. Nie liczcie na owsiankę czy jajka. Zamiast tego pije się tu kawę lub sok, przegryza rogalik, tosta czy brioszkę z konfiturą.
Między południem a 14h00 spożywa się śniadanie (ciekawe- u nas to już obiad). W skład śniadania wchodzą przystawki (wędliny, sałatki, jajka, ryby, zupy), danie główne (najczęściej na ciepło choć znam takich, na których talerzu znajdą się chipsy i plaster szynki), deser (coś słodkiego, jogurt, ser). Oczywiście spożywając déjeuner pamiętamy o winie i bagietce. Po deserze podaje się kawę.
Ok 16-16h30 przychodzi pora podwieczorku. Zasada ta dotyczy szczególnie dzieci i młodzieży. Młodsi sięgają po ciastka, brioszkę, tosty a starsi kawę lub również słodką przekąskę.
Ostatni w kolejności jest dîner. Odbywa się on podobnie jak śniadanie (czyli nasz obiad), z tą różnicą, że jemy nieco skromniej, pamiętając o winie, deserze i kawie.
Ciekawostka:
Słynna francuska zupa cebulowa nie jest aż takim specjałem jak by się mogło wydawać- najczęściej serwuje się ją nowożeńcom w noc poślubną. Posileni małżonkowie nabierają sił by starać się o potomstwo. Tradycja ta była bardzo popularna dawniej, w czasach gdy młodzi pomieszkiwali u rodziców. Goście weselni wpadali znienacka do sypialni by podać zakochanym drażniącą nos polewkę- praktyce tej towarzyszyło często sporo śmiechu gdyż niektórym żartownisiom zachciewało się urozmaicać potrawę o składniki przypominające np. (tak, to prawda potwierdzona wspomnieniami świadków oraz zdjęciami) kupę ;)

Tym oto uroczym akcentem zakańczam dzisiejszy post.
Podobnie jak w notce "Pijany jak Polak", przypominam, że zawarte tu treści są częściowo subiektywne lub uogólnione.
Jeśli ktoś poczuł się urażony moimi uwagami na temat dokonań kulinarnych Francuzów, podkreślam, że są to moje odczucia powodowane przyzwyczajeniami, gustem oraz tym co dane mi było do tej pory poznać. Z pewnością nie płyną one z braku otwarcia na to co nowe- informuję, że dla dobra sprawy spożyłam ślimaki oraz jądra barana ;) Nie wspominam o nich we wpisie gdyż nie zakwalifikowałam ich ani do grupy doznań wywołujących traumę ani tych wynoszących pod nieboskłon.

Jak zawsze mam nadzieję, że przyjemnie czytało się wam mój niekontrolowanie przydługi post :)
Będzie mi bardzo miło jeśli dacie znać co myślicie o treści w nim zawartej oraz całym moim kąciku.
Owocnego poniedziałku!
;*




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Thank you so much for your comment!
I hope I'll see you soon!
xo xo!

Merci pour tous les commentaires,
A bientôt!
bisous bisous!

Dziękuję za każdy komentarz,
Do zobaczenia wkrótce!
Buziaki!